"Ania, nie Anna" sezon 2

Rok po premierze pierwszego sezonu serialu "Ania, nie Anna", będącego nieco uwspółcześnioną wersją "Ani z Zielonego Wzgórza", twórcy (Moira Walley-Beckett, Antonio Ranieri i in.) powracają z drugą serią. Fanom obiecywano jeszcze więcej przygód Ani (Amybeth McNulty), nowych postaci, trudnych tematów. Tym razem przygotowano aż dziesięć odcinków. Czy drugi sezon spełnił moje oczekiwania?

Na Zielonym Wzgórzu zamieszkali nowi lokatorzy, z czego jeden z nich podaje się za geologa (Taras Lavren) i twierdzi, iż na wyspie jest złoto. Mieszkańcy Avonlea skuszeni możliwym bogactwem, decydują się wejść z nim w interesy. Tymczasem w szkole pojawia się nowy uczeń, Cole (Cory Gruter-Andrew), który wydaje się być inny niż jego rówieśnicy i nie spotyka się to z aprobatą większości z nich. Z kolei Gilbert (Lucas Jade Zumann) ciężko pracuje na statku i zaprzyjaźnia się tam z czarnoskórym Bashem (Dalmar Abuzeid), który każdego dnia boryka się z ciężkim losem, ale po cichu wciąż marzy o innym życiu.

Muszę przyznać, że choć poprzedni sezon mi się podobał, to nie byłam jednak do końca usatysfakcjonowana. Ten na szczęście wciągnął mnie o wiele bardziej. Wydaje mi się, że trochę jest to wynikiem tego, iż pogodziłam się z faktem, że serial odbiega od książki i poprzedniej ekranizacji, a trochę tego, że twórcy poprawili pewne elementy. Przede wszystkim nie wyznają już zasady, że każdy odcinek to musi być jakiś wielki dramat. Owszem, są jakieś dwa bardziej dramatyczne odcinki, ale pokazane jest również codzienne życie mieszkańców, sprawy mniejszej rangi. Pojawiają się drobne wpadki Ani, są przyjęcia, przedstawienia, szkolne utarczki. Anię coraz rzadziej nękają złe wspomnienia, choć nie odeszły one jeszcze całkowicie.

Myślę, że na plus mogę ocenić także bohaterów. W poprzednim sezonie bardzo rozczarował mnie Gilbert, bo wyglądem może i pasował do książkowej postaci, ale charakterem zupełnie nie. Poza tym jego relacje z Anią nie były takie jak w książce. Niestety, nie ma co się łudzić, że tym razem był to już TEN Gilbert, bo ciężko teraz naprawić początek skoro był tak różny od książki, ale polubiłam go. Pojawił się nawet element rywalizacji, choć nie w takim stopniu, jak można byłoby oczekiwać. Pogodziłam się jednak z tym, że to inna postać i spojrzałam na niego łaskawszym okiem. Na pewno świetnie spisują się koleżanki Ani. Diana (Dalila Bela) i Ruby (Kyla Matthews) w tym sezonie bardzo przypominają literackie pierwowzory, są wyrazistsze. Podobnie rzecz się ma z wredną Josie (Miranda McKeon). Sama Ania również wypada bardzo dobrze, choć zdarzały się momenty, że nieco mnie irytowała, ale jest to raczej wina scenariusza, a nie aktorki.

Moją wielką sympatię zdobyli nowi bohaterowie, szczególnie Bash. W książce taka postać w ogóle się nie pojawia, ale twórcy mieli całkiem dobry pomysł. Podobnie zresztą jest z Colem. Wydaje mi się, że znacznie urozmaicili oni serial. Świetnie pokazana została panna Stacy (Joanna Douglas), choć odrobinę inaczej niż w wersji książkowej. Nie do końca jednak spodobał mi się pomysł z lokatorami na Zielonym Wzgórzu. Cieszę się, że ten wątek nie został pociągnięty aż do końca sezonu.



Mam wrażenie, że drugi sezon pomimo wielu problemów, z którymi borykali się główni bohaterowie, był nieco weselszy. Nadal jednak brakuje mi kolorów, wszystko w tym serialu jest takie szare, chyba trochę za bardzo. Rozumiem, że klimat nie miał być tak sielankowy, ale można przecież niektóre sceny zrobić sielankowe, a inne ponure. Do serialowego Avonlea niestety nie chciałabym się przenieść. Co do zagadnień poruszanych w tym sezonie mam mieszane uczucia. Prześladowanie w szkole, nienawiść do innej rasy, rozpowszechnianie plotek, traktowanie kobiet jako gorsze, pogoń za pieniędzmi - to wszystko były bardzo ważne i pouczające tematy. Mam jednak wątpliwości co do tego, jak pokierowano wątkiem homoseksualizmu. Nie chodzi tu o sam fakt poruszenia go, ale o to, że zrobiono to bardzo niewiarygodnie. Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że w XIX wieku wiele osób mówiło o tym tak otwarcie, a już zwłaszcza w to, że konserwatywnie wychowana Diana Barry po krótkiej chwili oburzenia wszystko by świetnie zrozumiała. Zachwycają się uczuciami homoseksualnymi Ania też jest trochę mało wiarygodna. Nie sądzę w ogóle, żeby dzieciaki między sobą tak poważnie o tym rozmawiały. Niby pokazane jest, że jedna postać jest z tego powodu prześladowana, ale w resztę jakoś ciężko uwierzyć. Mam też wrażenie, że twórcy nie są we wszystkim konsekwentni. Dlaczego Klub Postępowych Matek, który miał być feministycznym klubem tak się oburza na wyzwoloną pannę Stacy i nagle pragnie tradycji, starych metod nauczania itd.? Coś tu nie zagrało.



Pomimo pewnych wad gorąco polecam drugi sezon serialu "Ania, nie Anna", ponieważ jest on bardzo wciągający, pełen wzruszeń, ale i uśmiechu. Z każdego odcinka można się czegoś nauczyć i spojrzeć na pewne sprawy nieco innym okiem. Żałuję tylko, że twórcy więcej wątków wymyślają sami niż zapożyczają z książki. Jeśli jednak ktoś pogodzi się, że to inna historia, serial z pewnością przypadnie mu do gustu.

Komentarze

  1. Zaczęłam sezon pierwszy, ale nigdy go nie skończyłam. Może kiedyś znajdę chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kompletnie nie mogę się przekonać. Dla mnie filmowa Ania jest tylko jedna. I nie do podrobienia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przede mnę dopiero pierwszy sezon. Ale póki co nie mam czasu niestety.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam pojęcia o tym, że istnieje taki serial. Anię zna każdy, ale takiej uwspółcześnionej wersji jeszcze nie widziałam. Muszę zacząć od pierwszego sezonu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym zacząć od pierwszego sezonu, ale nie wiem kiedy znajdę czas.
    Przygody Ani... muszą być super.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądam naprawdę wiele seriali i wciąż mam sporo na nadrobienia, ale do tej produkcji nie mogę się przekonać. ;/
    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam o srrialu:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze nie oglądałam tego serialu, ale bardzo mam ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Koniecznie muszę obejrzeć, bo jestem bardzo ciekawa tego serialu...

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj nie kręci mnie to :D Ale starą Anię lubię ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie, że jest lepszy niż pierwszy sezon. Ja po pierwszym odcinku nie mogłam się przekonać

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam w planach obejrzeć pierwszy sezon :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Widziałam kilka odcinków z młodszą siostrą. Podoba mi się takie wydanie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zabierałam się za ten serial, zabierałam... i w końcu nawet jednego odcinka nie obejrzałam. Teraz w zasadzie przestał mnie interesować, ale może kiedyś spróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Niestety nie mam czasu na seriale, ale wydaje się całkiem ciekawy.
    Serdecznie pozdrawiam.
    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. A mnie zdecydowanie bardziej podobał się sezon pierwszy, Gilbert był w nim rozkoszny i wszystko było takie... w punkt. Drugi sezon zaczął mnie niestety nudzić, od miesiąca tkwię przy 6. odcinku i nie mogę go skończyć :/

    Pozdrawiam serdecznie,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi miło jeśli dodasz chociaż krótki komentarz :) Jeśli chcesz - zostaw adres swojego bloga, a na pewno go odwiedzę ;)

Obserwatorzy


Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

Popularne posty z tego bloga

Urodziny i konkurs!

"Gra o Ferrin" i "Powrót do Ferrinu" Katarzyna Michalak

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA - LUTY