"Anne of Avonlea"
Z pewnością wiele osób, nawet tych, którzy uwielbiają całą serię o Ani z Zielonego Wzgórza, nie zdaje sobie sprawy z tego, że w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku BBC postanowiło nakręcić serial na podstawie tych wspaniałych książek. W 1972 roku miała miejsce premiera serialu "Anne of Green Gables", niestety okazuje się, że taśma ze wszystkimi odcinkami gdzieś zaginęła i aktualnie nie ma możliwości zapoznania się z tym serialem, który podobno zbierał dużo pozytywnych opinii. Natomiast w 1975 roku nakręcono sequel pt.: "Anne of Avonlea", który składa się z sześciu odcinków, trwających po około pięćdziesiąt minut. Na szczęście one nie zaginęły i nadal można je obejrzeć, aczkolwiek tylko w wersji angielskiej. Czy warto?
Ania (Kim Braden) obejmuje posadę nauczycielki w szkole w Avonlea. Dzięki temu może zostać na Zielonym Wzgórzu i pomagać Maryli (Barbara Hamilton). Dziewczyna razem z Dianą (Jan Francis), Ruby (Kim Hardy), Gilbertem (Christopher Blake), Jane (Zuleika Robson) oraz innymi przyjaciółmi zakłada Koło Miłośników Avonlea. Tymczasem daleka krewna Maryli jest ciężko chora i prosi ją o zaopiekowanie się swoimi dziećmi. Czy Ania już na zawsze musi porzucić marzenia o uniwersytecie? I czy wreszcie spotka swój ideał mężczyzny?
Ucieszyłam się, że każdy odcinek trwa prawie godzinę, bowiem oznaczało to ekranizację niemal sześciogodzinną! Poza tym okazało się, że serial bazuje nie tylko na drugiej części serii o Ani, czyli "Ani z Avonlea", ale również trzeciej pt.: "Ania na uniwersytecie". Czy serial rzeczywiście jest wierny książkom? Okazuje się, że tak, toteż to prawdziwa gratka dla tych, którzy chcieliby obejrzeć wierną ekranizację dalszych przygód Ani. Pojawia się tu wiele postaci, o których nie wspominano w ekranizacjach Sullivana, a więc panna Lawenda, pan Harrison, Philippa, Tadzio, Tola, Roy Gardner, ciocia Kubcia, Paweł Irving itd. Poza tym byłam w szoku, że wiele nawet tych najmniej słynnych wydarzeń z książki również się tu pojawiło. Oczywiście można odnaleźć trochę różnic, ale nie rzucają się one w oczy i większość doskonale komponuje się z całością. W ostatnim odcinku twórcy trochę nakombinowali, ale raczej mi to nie przeszkadzało. Może jedna rzecz trochę mi nie pasowała, ale nie będę zdradzać szczegółów. Szkoda jedynie, że zapomniano o Stelli, a rolę Priscilli znacznie ograniczono.
Teraz kilka słów o bohaterach. Kim Braden w roli Ani wypadła całkiem wiarygodnie. Może nie do końca tak sobie wyobrażałam Anię, ale już charakter i zachowanie naprawdę pasują. Czasami tylko wydawało mi się, że jej gra jest zbyt teatralna Niektóre gesty, ton głosu, zachowania były odrobinę przesadne. Zupełnie nie tak wyobrażałam sobie Marylę, ale trzeba przyznać, że za to dokładnie tak wyobrażałam sobie jej zachowanie i jakoś szybko przyzwyczaiłam się do tej Maryli i bardzo ją polubiłam. Idealnie została za to przedstawiona pani Linde (Madge Ryan), pan Harrison (David Garfield), Roy Gardner (Anthony Forrest), Karol Sloane (Peter Settelen), Philippa (Sabina Franklyn). Rozczarowałam się trochę co do panny Lawendy (Kathleen Byron), bowiem wyglądała w serialu na starszą niż w rzeczywistości była, a w książce wyraźnie jest powiedziane, iż wyglądała młodo. Priscilla (Sandra Dickinson) niestety była irytująca, zwłaszcza jej głos. Wspaniale za to wypadł Christopher Blake jako Gilbert. Idealnie pasował do tej roli zarówno wyglądem, jak i grą aktorską.
Serial bardzo mi się podobał również dlatego, iż twórcom doskonale udało się oddać niezwykły klimat i urok Avonlea. Podczas oglądania odnosiło się zresztą wrażenie, że właśnie czyta się te książki. Jedyne do czego mogę jeszcze się przyczepić to długość niektórych scen. Mam wrażenie, że czasami pewne wydarzenia zostały rozwleczone w serialu, a inne przedstawione dość pobieżnie. Szkoda, że uniwersyteckie lata Ani to tylko dwa odcinki. Myślę, że lepsze byłoby równe podzielenie odcinków między te dwie książki. "Ania z Avonlea" nie była wcale dłuższa niż "Ania na uniwersytecie".
Serial jest wzruszającą opowieścią o marzeniach, przyjaźni, miłości, dążeniu do wyznaczonych celów. Poszczególne odcinki raz wzruszają, raz bawią, także emocji tu nie brakuje. Istotne jest także to, że to historia wielowątkowa, dzięki czemu widzowie się nie nudzą i każdy może znaleźć oraz wynieść z niej coś dla siebie. To obowiązkowy serial dla wszystkich fanów Ani, a zwłaszcza tych, którzy chcieliby obejrzeć ekranizację wierną książkowym pierwowzorom. Oczywiście może spodobać się również tym, którzy poza pierwszą częścią nie czytali serii o Ani.
Teraz kilka słów o bohaterach. Kim Braden w roli Ani wypadła całkiem wiarygodnie. Może nie do końca tak sobie wyobrażałam Anię, ale już charakter i zachowanie naprawdę pasują. Czasami tylko wydawało mi się, że jej gra jest zbyt teatralna Niektóre gesty, ton głosu, zachowania były odrobinę przesadne. Zupełnie nie tak wyobrażałam sobie Marylę, ale trzeba przyznać, że za to dokładnie tak wyobrażałam sobie jej zachowanie i jakoś szybko przyzwyczaiłam się do tej Maryli i bardzo ją polubiłam. Idealnie została za to przedstawiona pani Linde (Madge Ryan), pan Harrison (David Garfield), Roy Gardner (Anthony Forrest), Karol Sloane (Peter Settelen), Philippa (Sabina Franklyn). Rozczarowałam się trochę co do panny Lawendy (Kathleen Byron), bowiem wyglądała w serialu na starszą niż w rzeczywistości była, a w książce wyraźnie jest powiedziane, iż wyglądała młodo. Priscilla (Sandra Dickinson) niestety była irytująca, zwłaszcza jej głos. Wspaniale za to wypadł Christopher Blake jako Gilbert. Idealnie pasował do tej roli zarówno wyglądem, jak i grą aktorską.
Serial bardzo mi się podobał również dlatego, iż twórcom doskonale udało się oddać niezwykły klimat i urok Avonlea. Podczas oglądania odnosiło się zresztą wrażenie, że właśnie czyta się te książki. Jedyne do czego mogę jeszcze się przyczepić to długość niektórych scen. Mam wrażenie, że czasami pewne wydarzenia zostały rozwleczone w serialu, a inne przedstawione dość pobieżnie. Szkoda, że uniwersyteckie lata Ani to tylko dwa odcinki. Myślę, że lepsze byłoby równe podzielenie odcinków między te dwie książki. "Ania z Avonlea" nie była wcale dłuższa niż "Ania na uniwersytecie".
Serial jest wzruszającą opowieścią o marzeniach, przyjaźni, miłości, dążeniu do wyznaczonych celów. Poszczególne odcinki raz wzruszają, raz bawią, także emocji tu nie brakuje. Istotne jest także to, że to historia wielowątkowa, dzięki czemu widzowie się nie nudzą i każdy może znaleźć oraz wynieść z niej coś dla siebie. To obowiązkowy serial dla wszystkich fanów Ani, a zwłaszcza tych, którzy chcieliby obejrzeć ekranizację wierną książkowym pierwowzorom. Oczywiście może spodobać się również tym, którzy poza pierwszą częścią nie czytali serii o Ani.
Seria o Ani to coś co cały czas wywołuje u mnie mnóstwo wspomnień i emocji. Aż serduszko szybciej zabiło gdy przypomniałam sobie jak czytałam ją w małym domku z drewna zbudowanym przez tatę do zabawy i przeżywałam losy Ani na uniwersytecie, czasy gdy rodziły się jej dzieci. Coś niesamowitego :)
OdpowiedzUsuńKiedyś uwielbiałam Anię, ale nie podobały mi się ekranizacje, które do tej pory widziałam. Ania miała tak bogatą wyobraźnię, że mnie też się przy niej chyba udzieliło i uważałam, że aktorzy powinni zostać inaczej dobrani. Tego serialu nie znam, ciekawa jestem, czy zrobiłby na mnie pozytywne wrażenie - może po latach jestem bardziej wyrozumiała :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię serię ,,Ania z Zielonego Wzgórza'', acz wolę ją pierwotnej wersji. Kim Braden w roli Ani jakoś mi nie przypasowała.
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona, ukochana seria, jak bardzo ukształtowała moją pasję do czytania. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Nie mogę się przekonać do głównej bohaterki. To już nie to co pierwowzór :)
OdpowiedzUsuńBBC ma świetną rękę do ekranizacji :)
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona seria kinowa( po lekturze oczywiście)to film, w którym Anię zagrała Megan Folows. Kocham Anię z Zielonego wzgórza. Uważam, że im więcej powstaje takich seriali to klasyka, którą dla mnie po lekturze był film powoli odchodzi w zapomnienie. Dla mnie Megan fantastycznie odegrała rolę Ani. Poza tym trudno wyprzeć obrazy z dzieciństwa. Zawsze gdy wyobrażam sobie Anię przypomina mi się Megan i tak już zostanie...
OdpowiedzUsuńO to z chęcią bym obejrzała- nie dość, że Ania to jeszcze nauka angielskiego przy okazji :)
OdpowiedzUsuńW szkole podstawowej nie polubiłysmy się z Anią, ale trzeba teraz naprawić tą relację, gdyż nie mogę pogodzić się z takim stanem rzeczy. Słyszałam już o tym serialu i chętnie go obejrzę.
OdpowiedzUsuńChciałabym kiedyś przeczytać całą serię o Ani. Nie tylko dlatego, że jestem bardzo ciekawa jak wyglądało jej życie po tym jak przestała być dzieckiem, ale przede wszystkim dlatego, że to swego rodzaju klasyka. Miło byłoby ją znać.
OdpowiedzUsuńWidzę, że miałaś sezon na oglądanie poczynań Ań. :) O tej wersji serialu nie słyszałam, aczkolwiek cieszę się, że przypadła ci do gustu. Być może i ja zapragnę ją poznać PO TYM jak przeczytam książki. :)
Pozdrawiam,
Sherry
Gorąco polecam! A teraz się dowiedziałam, że bedzie kontynuacja serialu Anne with an E, niedawno też go recenzowałam.
Usuń