"Kolor jej serca" Barbara Mutch

Pewnie jesteście trochę zdziwieni, że pojawia się u mnie recenzja, no ale tak to już jest, że wszystko ciągle się zmienia. Jeszcze nie obiecuję całkowitego powrotu, ale myślę, iż to jest możliwe. Dlaczego? Otóż los trochę sobie ze mnie zakpił (a może właśnie chciał mi pomóc?) i prawdopodobnie nie będę miała możliwości wzięcia udziału w tej olimpiadzie z polskiego. Przynajmniej wszystko na to wskazuje. Wkurzyłam się, bo lektur miałam już dużo przeczytanych, ale ostatecznie nie rozpaczam, bo mam teraz więcej czasu i mogę spokojnie przygotowywać się do matury, czytać, recenzować, pisać opowiadania na konkursy itd. Olimpiada chyba nie jest moim powołaniem :D Zobaczymy.



TYTUŁ: KOLOR JEJ SERCA
AUTOR: BARBARA MUTCH
WYDAWNICTWO: MUZA SA
ROK WYDANIA: 2014
LICZBA STRON: 430
MOJA OCENA: 7/10

Są takie książki, które nas poruszają i na zawsze zostają w pamięci oraz sercu. Są też takie, które mówią o czymś ważnym i wydaje nam się, że nas poruszą, ale okazuje się, że coś nie do końca zagrało i po lekturze nie czujemy się tak, jak powinniśmy się czuć. Taką właśnie powieścią, przynajmniej w moim odczuciu, jest "Kolor jej serca" autorstwa Barbary Mutch. Nie zrozumcie mnie źle, ona mi się podobała, ale nie wzbudziła aż takich emocji jak chociażby "Przeminęło z wiatrem".

1919 r., Cathleen Harrington wyjeżdża z Irlandii do Afryki Południowej, gdzie czeka na nią narzeczony, którego ostatni raz widziała pięć lat temu. Okazuje się jednak, że inaczej wyobrażała sobie przyszłość, o czym wie tylko jej dziennik... Największą pociechą jest dla niej Ada, córka czarnoskórej służącej, dziewczynka tak jak ona kochająca muzykę. Z upływem lat Ada dorasta i pewnego dnia życie mieszkańców Cradock House na zawsze się zmienia...

Wbrew pozorom narratorką całej opowieści jest Ada, a nie Cathleen. Jednak zapiski tej drugiej, czytane w tajemnicy przez Adę stanowią świetne uzupełnienie tej historii i pozwalają na nią spojrzeć z innego punktu widzenia. Pomimo tego odnoszę wrażenie, że o Cathleen czytelnik wie trochę za mało. Myślałam, że autorka skupi się także na jej życiu, tymczasem główną bohaterką jest właściwie tylko Ada, którą poznajemy w dniu jej narodzin i towarzyszymy jej aż do starości. A ja chciałabym dowiedzieć się więcej o Cathleen, o jej relacjach z Edwardem itp.

Ada jest bohaterką, która mnie dość irytowała. Rozumiem, że na początku nie umiała czytać, pisać itd., ale jej postrzeganie świata momentami było naprawdę bardzo naiwne. Owszem, czasami jej wnioski okazywały się nadzwyczaj trafne, ale niekiedy zachowywała się tak, jakby zupełnie z niczego nie zdawała sobie sprawy. Dopiero później zmieniła się, zaczęła walczyć o swoje i stała się naprawdę dzielną kobietą, aczkolwiek wciąż denerwowało mnie to, że niby miała jakiś zryw, zapał, a za chwilę to wszystko gasło... Zaś o pozostałych mieszkańcach Cradock House, podobnie jak o Cathleen niewiele wiadomo. Autorka nie dopracowała ich charakterów i czytelnik wie po prostu, że oni są, ale jacy są i co czują to już jest zagadką. Mogłabym podać jedynie jakąś jedną cechę każdego z nich. A ja chciałabym wiedzieć co nimi kierowało w poszczególnych sytuacjach, dlaczego postąpili tak, a nie inaczej... Szkoda też, że wątek Phila nie został nieco inaczej poprowadzony, bo mogłoby to bardziej urozmaicić powieść.

Tło historyczne jest zdecydowanym plusem tej powieści i dodaje jej dramaturgii. Okrutny apartheid, segregacja rasowa, nienawiść, wojna - to wszystko znacząco wpływa na losy bohaterów "Koloru jej serca". Dlaczego człowiek potrafi w taki sposób traktować drugiego człowieka? Pod tymi względami książka bardzo przypomina mi "Drzewo migdałowe", ale niestety jest od niej nieco słabsza. Najbardziej zabrakło mi bowiem emocji. Owszem, w książce dzieje się bardzo dużo, akcja pędzi do przodu i to jest duży plus, ale autorka w ogóle nie skupia się na uczuciach. Dlaczego nie pokazała rozpaczy, bólu, miłości, złości, nadziei? Niby one są, ale jakoś ich w ogóle nie czułam. W takich książkach właśnie emocje powinny być największą zaletą. Chciałabym móc wczuć się w sytuację bohaterów, przeżywać wszystko razem z nimi...

"Kolor jej serca" pomimo swoich wad jest wartościową i mądrą książką, która niesie ze sobą jakieś przesłanie. Szkoda, że nie do końca został wykorzystany potencjał tej historii, ale dla wielbicieli powieści z tłem historycznym i sag rodzinnych jest to pozycja obowiązkowa. Opowieść o wielkiej przyjaźni, która jest w stanie przetrwać wszystkie przeciwności losu i... o muzyce, która towarzyszy nam przez całe życie, daje nam siłę i jest niezniszczalna.


Wyzwania:
Czytam Opasłe Tomiska
Stare, dobre czasy!
Book lovers

Komentarze

  1. Mi się ta książka bardzo podobała, czytałam ją jakiś czas temu. Chciałabym więcej takich książek przeczytać :)

    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama pozycja mnie niestety nie przekonuje, ponieważ znajduje się w takim etapie swojego życia, kiedy od ksiazek chcę sie nieco więcej. Tym razem nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Elenkaa_-polecam np. "Tygrysie wzgórza" jeśli jeszcze nie czytałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka mogłaby okazać się ciekawą lekturą dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa recenzja, ale książkę raczej sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli kiedyś wpadnie w moje łapki to chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale nie jestem do końca przekonana. Chyba nie do końca moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie, że jednak jesteś ;) Olimpiada nie jest najważniejsza, są inne przyjemności w życiu, a przeczytane lektury możesz opisać na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawa recenzja, być może ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie też by irytowała tak bohaterka.
    Nie jestem fanką sag rodzinnych i powieści historycznych, więc odpuszczę sobie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja miło jest zobaczyć kolejną recenzję na Twoim blogu. Liczę na to, że teraz plany o zawieszeniu bloga poszły w zapomnienie ;) Co do książki to raczej się na nią nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  12. A mnie mimo wszystko do książki zachęciłaś. Chętnie ją przeczytam, jeśli będę miała czas (czyli chyba na emeryturze -,-), bo jestem jej naprawdę ciekawa. No i Afryka w tle zdecydowanie zachęca. ; )
    Miło, że wróciłaś, ale może nie rezygnuj z olimpiady tak do końca? Pani od polaczka chyba by się załamała. ;p

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy ja wiem? Nie mam pojęcia czy mam na nią ochotę czy nie :D Szczerze mówiąc "Przeminęło z wiatrem" kocham, a ta książka tak trochę... wieje mi marną podróbą. :( I w dodatku mówisz mi, że główna bohaterka-która być główną bohaterką nie powinna - jest irytująca i naiwna. Problem w tym, że dużo wymagam od postaci, od kreacji bohaterów i dlatego stawiam, że lektura mogłaby być dla mnie... trudna. Ale zobaczymy. ;)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Le Sherry - ja też kocham 'Przeminęło...' a w tej książce nie znalazłam takich emocji przede wszystkim.

      Usuń
  14. A ja mimo tych wszystkich wad, skusiłabym się na te powieść. Nie wiem co, ale coś mnie do niej ciągnie. Może fakt, że kocham sagi rodzinne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdzę przecież, że jest bardzo słaba, po prostu ma pewne wady :)

      Usuń
  15. Owszem, książka nie dostarcza tylu emocji, ile powinna, ale mnie i tak wzruszyła, a przede wszystkim zmusiła do chwilowej refleksji. Zaś postać naiwnej i dobrotliwej Ady może i była momentami zbyt porcelanowa, ale i przy tym urocza i chwytająca za serce. Ja z miejsca polubiłam jej postać.O wiele bardziej denerwowała mnie za to jej córka. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. No nie wiem, jakoś nie przemawiają do mnie takie książki. Teraz czytam coś podobnego i nudzę się jak mops... ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi miło jeśli dodasz chociaż krótki komentarz :) Jeśli chcesz - zostaw adres swojego bloga, a na pewno go odwiedzę ;)

Obserwatorzy


Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

Popularne posty z tego bloga

Urodziny i konkurs!

"Gra o Ferrin" i "Powrót do Ferrinu" Katarzyna Michalak

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA - LUTY