"Ania, nie Anna"

Znalezione obrazy dla zapytania ania nie annaJuż od wielu lat uwielbiam książki z serii "Ania z Zielonego Wzgórza" i wszystko co z nimi związane. Kiedy więc usłyszałam o tym, że Netflix zamierza wyprodukować serial o losach Ani, bardzo się cieszyłam i nie mogłam doczekać. Ostatecznie serial został wyreżyserowany przez Niki Caro na podstawie scenariusza Moiry Walley-Beckett oraz Antonio Ranierego i swoją premierę na świecie miał 19 marca bieżącego roku. Polscy widzowie mogli zapoznać się z nim dwa miesiące później. Pierwszy sezon składa się z siedmiu odcinków, z czego pierwszy trwa około 1,5 h, a pozostałe niecałe 45 minut. Twórcy serialu zapewniali, że chcą bazować na oryginalnej serii, a jednocześnie dostosować go do współczesnych odbiorców. Jaki jest tego efekt?

O Ani słyszał chyba każdy, ale w razie czego przypomnę. Maryla i Mateusz Cuthbertowie to starzejące się już rodzeństwo, które decyduje się na przygarnięcie chłopca z sierocińca. Miałby on pomagać im w pracy przy Zielonym Wzgórzu. Zachodzi jednak pomyłka i znajoma Cuthbertów przywozi z sierocińca rudowłosą Anię, wygadaną marzycielkę i romantyczkę, która ma talent do wpadania w tarapaty, ale jest zarazem bardzo bystra i zaradna. Czy rodzeństwo zdecyduje się zostawić dziewczynkę na Zielonym Wzgórzu i czy jest szansa, aby tutejsza społeczność zaakceptowała Anię?

Przede wszystkim ciężko jest pisać tę recenzję skoro tak się uwielbia wersję książkową. Poza tym co jakiś czas wracam chętnie do ekranizacji z lat osiemdziesiątych i chcąc nie chcąc porównuję do siebie obie wersje. Wybaczcie zatem nawiązania do tych wersji filmowych. Zacznę może od tego, że serial przypadł mi do gustu i nie mogę powiedzieć, że się rozczarowałam, a to już coś. Jeśli zaś chodzi o wierność wobec wersji książkowej to różnie z tym bywa. Ogólny sens całej historii jest zachowany, dużo wydarzeń z książki zostało odtworzonych, ale i sporo pominięto, a w zamian dodano wymyślone przez scenarzystów. Muszę przyznać, że pierwsza część wersji filmowej z lat osiemdziesiątych była bardziej wierna książce niż ten serial. Dopiero w kolejnych częściach twórcy zaczęli odbiegać od wersji książkowej, co szczerze mówiąc mi akurat nie przeszkadzało, bo i tak powstały z tego wspaniałe filmy. Czy odbieganie od oryginału przeszkadzało mi w tym serialu? Niby nie, ale trochę szkoda, że niektóre sceny z książki, które naprawdę lubiłam, nie zostały tu przedstawione. Zamienniki zaoferowane przez twórców serialu właściwie pasują do ich zamysłu na ten serial i komponują się z całością całkiem dobrze, ale mimo wszystko wolałabym chyba te, które zostały pominięte.
Znalezione obrazy dla zapytania ania nie anna
Poza tym "Ania, nie Anna" jest utrzymana w nieco innym klimacie niż książki. Jest to wersja nieco smutniejsza, mroczniejsza. Muszę się przyznać, że nawet trochę brakowało mi tej radości, tego uroku Wyspy Księcia Edwarda itd. Ten serial jest o wiele bardziej surowy. Moim zdaniem trochę za bardzo. Chyba żeby nie porównywać go do książki, wtedy można go uznać rzeczywiście za dramat o sierocie, która zmaga się z brakiem akceptacji itp. W filmie poruszono również takie tematy jak np. samobójstwo. Nie do końca pasuje mi to do danej postaci, jeśliby odnieść się do książki, aczkolwiek w serialu wypadło nawet wiarygodnie. Momentami miałam jednak wrażenie, że twórcy trochę przesadzili z dramatycznymi scenami, nie musiało ich być aż tyle w każdym odcinku. Zabrakło trochę tej codzienności w Avonlea.

Co do unowocześnienia, nie jest ono aż tak rażące, ale można z łatwością je zauważyć. Otóż w "Ania, nie Anna" większość kobiet z Avonlea zaczyna walczyć o swoje prawa. W dziewiętnastym wieku rzeczywiście zaczęły się feministyczne ruchy, aczkolwiek nie sądzę, żeby kobiety z takich małych miejscowości były wówczas feministkami. Niektóre pewnie tak, ale czy było to aż na taką skalę? Niektóre momenty wtrącono tam moim zdaniem na siłę. Według mnie wystarczyło to, że Ania chciała się kształcić, być samodzielna itd. Po co wtrącać tu jakiś Klub Postępowych Matek? O którym zresztą po jednym odcinku słuch zaginął. Co do poruszenia tematu miesiączki to akurat wypadło to bardzo naturalnie i oceniam ten motyw na plus. Jednak rozmowy z koleżankami odnośnie płodzenia dzieci były już co najmniej dziwne i zupełnie nie pasowały do całości. Wydaje mi się także, że twórcy między słowami ukryli w serialu motyw homoseksualny, co również w tym przypadku nie było konieczne, bowiem nie sądzę, aby osoba w sędziwym wieku w tamtych czasach przyznawała się do tego trzynastolatce, która chyba nawet nie zrozumiała tego. Po prostu nie wypadło to wiarygodnie.

Znalezione obrazy dla zapytania ania nie annaTeraz napiszę coś o głównych bohaterach i aktorach ich grających. Amybeth McNulty moim zdaniem pasuje do roli Ani. Jest wiarygodna i widać, że ma talent aktorski. Poza tym myślę, że Ania mogła rzeczywiście wyglądać właśnie tak. Brakuje mi tu jednak trochę tego charakterystycznego optymizmu Ani, tej radości. Owszem, dziewczyna potrafiła "być na dnie rozpaczy", ale zawsze szybko się z tego podnosiła. Ta Ania taka nie jest, ale myślę, że jest to spowodowane raczej scenariuszem, a nie błędem aktorki. Właściwie wydaje mi się, że wszyscy aktorzy grają na bardzo wysokim poziomie, a pewne nieścisłości wynikają po prostu z wizji reżyserskiej. Najlepiej została chyba przedstawiona Maryla, zagrana przez Geraldine James. Jest naprawdę świetnie ucharakteryzowana i doskonale pokazane jest to, że kobieta nie potrafi  uzewnętrzniać swoich uczuć. Z Mateuszem (Rhobert Thomson) jest zaś różnie, nie mogę w tej kwestii zbyt wiele zdradzać, żeby nie spoilerować. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie Dianę (Dalila Bela), ale szybko przyzwyczaiłam się do niej i naprawdę ją polubiłam. Pani Linde (Corrine Koslo) jest niestety zbyt nijaka, za mało wścibska itd. W pierwszym odcinku jeszcze taka była, a później nagle coś się z nią stało. Trochę rozczarowałam się też, jeśli chodzi o wątek Gilberta. Grający go Lucas Jade Zumann pasuje do roli, choć jest trochę za niski. Problemem jest jednak to, że jego relacje z Anią zupełnie straciły swój charakter, a i on raczej nie przypomina tego książkowego Gilberta. Jest przede wszystkim za mało zawadiacki. Można powiedzieć, że w serialu jest typem takiego dobrego przyjaciela, a przecież nie o to tu chodziło, nie na początku. Brakowało mi tej zaciętej rywalizacji, złości na kilka lat itp. Niby to wszystko jest jakoś wspomniane, ale tak słabo i niewiarygodnie i niekonsekwentnie... Nie mówię, że ta postać jest zła, ale to po prostu jest zupełnie inny Gilbert i według mnie szkoda, że zabrakło tu tego prawdziwego. Irytujące było również to, że cechami Josie Pye zostały obdarowane również inne koleżanki, między innymi Ruby Gillis (Kyla Matthews). Właściwie to Ruby jest tu przez pewien czas tą złośliwą, zazdrosną Josie. Podobało mi się za to rozwinięcie wątku Jerry'ego Buttoe (Aymeric Jett Montaz), który okazał się całkiem ciekawą postacią.

O czym jest ten serial? Przede wszystkim o potrzebie miłości i akceptacji, chęci przynależenia do jakiegoś domu, do rodziny, społeczności. Zarazem jest to też opowieść o uprzedzeniach, szkolnym prześladowaniu, dręczących wspomnieniach z przeszłości, stracie itp. Oczywiście to również historia o szkolnej codzienności, sile przyjaźni, walce z przeciwnościami. Z pewnością można z niej wiele wynieść i nauczyć się czegoś.
Podobny obraz
Pomimo tego, że serial nie jest do końca taki, jaki bym sobie wyobrażała, podobał mi się. Jeśli zrezygnowałoby się z porównywania go do książki i spojrzało na niego nieco innym okiem, to jest to rzeczywiście naprawdę dobra produkcja, która zasługuje na nagrody. Bardzo zaintrygowało mnie zakończenie i mam wrażenie, że oznacza ono, że producenci nie chcą poprzestać na jednym sezonie. Taką mam nadzieję. Aczkolwiek sygnalizuje ono też, że w tym kolejnym sezonie znów będzie dużo różnic między serialem, a książką. Oczywiście zachęcam wszystkich do obejrzenia tego serialu, zarówno fanów Ani, jak i osób, które nie czytały tej książki. Możliwe, że tym drugim spodoba się on nawet bardziej. Ja czekam na drugi sezon, aczkolwiek moją ukochaną ekranizacją Ani pozostaje ta z Megan Follows w roli głównej.

Zamieszczone ilustracje pochodzą ze stron Gazety Wyborczej, Netflix, NaTemat, Program TV

Komentarze

  1. O serialu oczywiście słyszałam, ale właśnie... mnie nigdy jej historia nie fascynowała. Moja mama wiecznie powtarzała, jakie to fajne [mówiąc o filmach raczej], mnie ta postać chyba irytowała, a teraz nie najlepiej mi się kojarzy XD O serialu słyszałam już sporo pozytywnych opinii, no ale wiesz... nie ciągnie mnie do niego, bo skojarzenie.
    W ogóle, staraj się unikać skrótów takich jak: itd, itp. Użyte w dobrym miejscu faktycznie może pomóc tekstowi, ale jeśli nie ma takiej potrzeby albo rozwiń skrót, albo inaczej to zapisz:) Nie piszesz na określoną ilość znaków, by korzystanie ze skrótów było konieczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytalam jeszcze recenzji tego serialu, więc ciekawie było zapoznać się z Twoją opinią. Gdy w podstawówce czytałam "Anie z zielonego wzgórza" nie przypadła mi do gustu, choć moje rówieśniczki się nią zachwycały. Teraz chętnie przeczytałabym ponownie tą opowiesc, gdyz niewiele z niej pamiętam, a następnie obejrzę film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam wiele osób, które dopiero po latach odkryły urok tej serii :)

      Usuń
  3. Trochę się boję rozczarowania, ale obejrzę na pewno. Bardzo lubię cykl o Ani. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam czasu ostatnio, ale jestem ogromnie ciekawa tej ekranizacji. W wolnej chwili na pewno będę oglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jako dziecko uwielbiałam książki i filmy o Ani, dlatego teraz mam ochotę obejrzeć ten serial.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa jestem tego serialu. Zachęciłaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że serial utrzymany jest w bardziej surowym klimacie niż pierwotna wersja, mimo to jestem go ogromnie ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  8. No zobacz, a ja z ksiązkami i innymi ekranizacjami nie miałam do czynienia od lat i z taką radością przyjęłam serial, że niemal usychałam, gdy czekałam na nowy odcinek. :) Kocham Gilberta, jest taki cudowny... Nie wiem, wydaje mi się, że fakt jak mocno ja pokochałam ten serial wynika z tego, że nie jestem aż tak przywiązana do oryginału? Bo czytelnicy podeszli do serialu z pewnymi oczekiwaniami - ja nie miałam żadnych. Nie wiedziałam czego się spodziewać, w ogóle nie pamiętałam historii i... w istocie, zakochałam się w każdej najmniejszej cząstce tej produkcji. Ale gdyby było więcej Gilberta to bym się nie obraziła. :) Poza tym, kocham, że wpletli wątki z przeszłości Ani, które ją nawiedzały. Może dlatego, że uwielbiam takie dramatyczne wspomnienia, ale również pomogły mi dostrzec głębię w Ani i to dlaczego stała się dziewczynką jaką jest teraz. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak nie mam czasu na seriale, ten zdecydowanie muszę obejrzeć, uwielbiam Anię z Zielonego Wzgórza, całą otoczkę z nią związaną. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi miło jeśli dodasz chociaż krótki komentarz :) Jeśli chcesz - zostaw adres swojego bloga, a na pewno go odwiedzę ;)

Obserwatorzy


Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

Popularne posty z tego bloga

Urodziny i konkurs!

"Gra o Ferrin" i "Powrót do Ferrinu" Katarzyna Michalak

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA - LUTY