Kolejne rozczarowania?
Ostatnio przeczytałam trzy książki, o których nie napiszę
osobnych recenzji. Po pierwsze – byłyby bardzo krótkie, po drugie – nie chcę
przesadnie krytykować. Naprawdę nie wiem, czemu ostatnio tak wiele książek mi
się nie podoba. Może po prostu mam takiego pecha, albo powinnam sięgać po nieco
inną literaturę. Przyjrzyjmy się więc tym trzem książkom, z których jedna, ta
ostatnia ma także dosyć dużo zalet i właściwie nie pasuje aż tak bardzo do tego
artykułu.
„Klątwa Tygrysa” Colleen Houck – Główna bohaterka denerwowała mnie tak
bardzo, że czytanie było wręcz udręką. Usłyszała, że ma jechać do Indii, od
razu pojechała, bez żadnych zastanowień, oporów. Jej przybrani rodzice także
zgodzili się na to bez problemu. Przecież taki wyjazd wymaga ogromnych
przygotowań oraz musi być przemyślaną decyzją. Później jej zachowanie wobec
Rena, a także drugiego z braci (no tak, przecież jaki inny wątek mógłby być?).
Gdyby nie napisano ile ma lat, pomyślałabym, że… nawet nie napiszę ile, bo
każdy podany wiek mógłby kogoś obrazić. Naiwność, brak walki o uczucie.
Straszne schematy: klątwa, miłosny trójkąt, nieśmiała dziewczyna. Zaletą mogą
być jedynie opisy Indii, rzeczywiście ujmujące.
„Trzy wierzby” Ann Brashares – Po autorce „Stowarzyszenia Wędrujących
Dżinsów” można było spodziewać się lepszej powieści niż „Trzy wierzby”.
Aczkolwiek moje niezadowolenie może wynikać z tego, iż książka jest
przeznaczona raczej dla nieco młodszej grupy wiekowej. Denerwowało mnie jednak
bezsensowne nawiązywanie do bohaterek „Stowarzyszenia Wędrujących Dżinsów”,
które rzekomo stały się w miasteczku legendą i wzorem do naśladowania. Bardzo
naiwna jest Jo, która całuje się z chłopakiem dopiero poznanym w pociągu, z
którym prawie w ogóle nie rozmawiała.
„Żelazny król” Julie Kagawa – tej książki nie mogę określić mianem
słabej. Ma coś w sobie, przede wszystkim autorkę należy pochwalić za stworzenie
tak ciekawego i bogatego świata fantasy. Jest on mroczny, ale jednocześnie
piękny. Podziwiam także bohaterkę za determinację, ogromną miłość do brata, ale
muszę przyznać, że często mnie denerwowała, a najbardziej chyba to, że znowu
jest trójkąt!!! Zauważyłam też pewną
naiwność całej tej powieści, nie wiem, może po prostu wyrosłam z takich
historii. Uwielbiam fantasy, ale nieco inne.
Słyszałam o pierwszej książce i wszyscy ją chwalili. Jeśli chodzi o Żelaznego króla to mi osobiście się spodobała. Mimo, że nie przepadam za elfami to i tak byłam pozytywnie zaskoczona :3
OdpowiedzUsuńMam na półce "Klątwę tygrysa" i "Żelaznego króla". Najbardziej się boję właśnie utartych schematów...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: in-corner-with-book.blogspot.com
Klątwa Tygrysa akurat mi się podobała :) a po dwie pozostałe książki raczej sięgac nie zamierzam, nawet jeśli autorka jednej z nich jest zarazem autorką cudownej książki "Nigdy i na zawsze".
OdpowiedzUsuń"Klątwa" ma kilka atutów - przede wszystkim własnie niesamowitą indyjską kulturę. No i tygrysy^^ Ale wad to jest tam bez liku. Główna bohaterka głupotą chwilami dorównuje Belli ze "Zmierzchu", a historia miłosnego trójkąta wygląda jak żywcem wyjęta z "Pamiętników wampirów". Ren jest zbyt wyidealizowany, a Kishan... cóż, lepiej dopracowany mógłby być naprawdę niezłą postacią. Mógłby.
OdpowiedzUsuń"Trzech wierzb" nie czytałam, bo za takimi książkami nie przepadam. "Stowarzyszenie wędrujących dżinsów" mi się podobało, ale wolę film.
"Żelaznego króla" wspominam miło. Ciekawie wykreowany świat, inspirowany "Snem nocy letniej". A trójkąt? Cóż, lekko irytuje, ale lubię wszystkich trzech bohaterów, więc nie jest źle. A moim faworytem pozostanie Ash :)
Z tych trzech książek czytałam tylko "Klątwę...". Nie jest to arcydzieło, ale mnie się nawet podobało (może to te Indie i kilka tajemnic i zagadek) i z chęcią sięgnę po dalsze częsci :)
OdpowiedzUsuń