"Michael Vey. Więzień celi nr 25"



   Richard Paul Evans jest już dosyć popularnym autorem, a jego książki zyskują miano bestsellerów. Z reguły kierowane są do starszych czytelników, jednak tym razem napisał powieść „Michael Vey. Więzień celi nr 25” dla młodzieży. Podobno książka ta jest uwielbiana przez nastolatków, a nawet dorosłych w Ameryce. Spodziewałam się więc prawdziwego hitu, tak też twierdził napis na okładce. Czy się rozczarowałam? Okazuje się, że to pytanie wcale nie jest takie proste.
Michael Vey. Więzień celi nr 25 - Richard Paul Evans    Michael ma czternaście lat, kumpla, który jest najmądrzejszy w szkole i zespół Tourette’a (choroba uciążliwa, ale można z nią żyć). Chłopak posiada jednak wyjątkowy dar, potrafi razić prądem elektrycznym. Ze względu na bezpieczeństwo musi ukrywać przed światem swoją umiejętność. Nie jest to takie proste i może prowadzić do serii wręcz dramatycznych wydarzeń.
   Książka z jednej strony jest inna niż pozostałe młodzieżówki, a z drugiej dosyć schematyczna. Ciekawe jest połączenie powieści obyczajowej z drobnymi elementami fantastycznymi. Nie na co dzień spotykamy także książki, które poruszają problem choroby Tourette’a. Niestety, w samej akcji nie znajdziecie niczego oryginalnego, zaskakującego. Czeka Was jedynie kolejna, można powiedzieć wręcz antyutopijna wizja społeczeństwa. Denerwowały mnie dialogi, które były dosyć sztuczne, nie do końca pasowały do młodzieżowego języka. Co ciekawe, przez większą część były one zbyt „grzeczne”, zaś pod koniec książki autor nagle zaserwował nam dawkę wulgaryzmów (i nie mam na myśli postaci Michaela, bo gdyby chodziło o niego, byłoby to zrozumiałe). Trochę nie pojmuję skąd taka nagła zmiana stylu. Właściwie „Michael Vey. Więzień celi nr 25” przypomina mi trochę książki polskiego autora, Tomasza Duszyńskiego. On także łączy z pozoru zwyczajną młodzieżówkę z elementami np. science fiction. Styl Evansa jest bardzo podobny do stylu Duszyńskiego, momentami ich powieści wydają się nieco naiwne, przeznaczone dla młodszych czytelników niż zamierzali.
   Autor udowadnia nam, że osoby chore na zespół Tourette’a mogą żyć normalnie, jak inni. Jednocześnie pokazuje nam jak trudno jest im w niektórych momentach, chociażby wtedy, gdy trudno jest zapanować nad swoimi tikami, co w efekcie wywołuje dziwne spojrzenia, pytania ze strony rówieśników. Dając głównemu bohaterowi specjalną moc, dar, Evans pragnie przekazać czytelnikom, że ludzie chorzy są wyjątkowi i często bardzo utalentowani, zdolni. Prąd elektryczny jest więc swego rodzaju metaforą. Książka mówi także o tym, że panuje wiele nieprawdziwych stereotypów na temat tej choroby. Nie oznacza ona, że taka osoba cały czas klnie i w żadnym stopniu nie jest w stanie się opanować. Właśnie o tym mówi Michael do swoich przyjaciół.
   „Michael Vey. Więzień celi nr 25” to powieść, która opowiada o człowieczeństwie, równości wszystkich ludzi. Na przykładzie chociażby Taylor, przekonuje nas, że powinniśmy do końca pozostać wierni swoim ideałom, przekonaniom i nie pozwolić się zaszantażować, zastraszyć. Zachowanie Taylor momentami nieco mnie denerwowało i nie rozumiem, dlaczego tak od razu godziła się na swój los, ale na szczęście później w porę oprzytomniała. Ciekawy jest także motyw więzienia, który w tej powieści ma wiele znaczeń. Czasami więzieniem jest dla nas własna choroba, cierpienie najbliższych, bezsilność, problemy, decyzje, których nieodłącznym elementem są fatalne skutki. Zdarza się też tak, że to człowiek sam dla siebie jest celą, szczególnie wtedy, gdy ktoś manipuluje nim, a on nie przeciwstawia się.
   „Michael Vey. Więzień celi nr 25” jest wzruszającą historią o wielkiej przyjaźni, odwadze, miłości do matki. Nie jest nie wiadomo jak genialną powieścią, ale może nas wiele nauczyć. Uważam więc, że warto po nią sięgnąć, lecz nie nastawiajcie się na wielki hit. To wciągająca i wbrew pozorom przyjemna lektura, choć poruszająca także poważne tematy.

Komentarze

  1. Książka czeka na mnie na półce, mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu. : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od chwili premiery chciałam ją zakupić, ale niestety - brak funduszy. W każdym razie na pewno ją przeczytam.
    Podoba mi się ten motyw Touretta. To, że dzięki książce będzie można się dowiedzieć więcej o tej przypadłości. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej na razie podziękuję. Gdy będę chciała dowiedzieć się czegoś o chorobach, to sięgnę po coś innego. Nastolatek rażący ludzi prądem też mnie nie przekonuje ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi miło jeśli dodasz chociaż krótki komentarz :) Jeśli chcesz - zostaw adres swojego bloga, a na pewno go odwiedzę ;)

Obserwatorzy


Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

Popularne posty z tego bloga

"Moja Jane Eyre" Cynthia Hand, Jodi Meadows, Brodi Ashton

Stosik na ferie

Urodziny i konkurs!